niedziela, 8 listopada 2015

krótki spacer po Peak District- Padley Gorge

wspominamy
27.11.2015


Pomysł na te wycieczkę zaczerpnęliśmy z pewnego przewodnika po Peak District, jest to trasa średnio zaawansowana jak na warunki tego parku, zaczyna się zaledwie kilka kilometrów na zachód od miasta Sheffield, w miejscu Longshaw Estate, gdzie dotarliśmy samochodem. kursują tam również regularnie autobusy. Długość trasy wynosi 6 km a przebycie jej zajmuje ok 3 godzin. Wędrówkę rozpoczęliśmy wzdłuż dość stromej ścieżki prowadzącej wzdłuż położonego wśród skał potoku Burberge Brook. W dalszej części potok płynie obszernym, skalistym wąwozem o nazwie Padley Gorge otoczonym starym dębowym lasem. Zarówno pnie drzew i skały porośnięte są intensywnie zielonym mchem, krajobraz  te jest typowym krajobrazem tej okolicy. Podążając dalej wąwozem wzdłuż trasy dotarliśmy do pierwszego budynku, którym okazał się starym młynem, idąc dalej weszliśmy między okoliczne domy, gdzie dość stromym zejściem zeszliśmy w dół aż do stacji kolejowej, po lewej stronie znajdował się budynek z kawiarnią, a zaraz za nią dalsza część szlaku, która okazała się wspinaczką w górę do szosy, po drugiej stronie szosy, czekała nas dalsza część wspinaczki leśną ścieżką. Angielski las zaskoczył nas ilością grzybów, których nikt nie zbiera. Opuszczając las wspinaliśmy się dalej ale tym razem po łąkach aż dotarliśmy do leśnej ścieżki, z której rozpościerał się przepiękny widok na pobliskie wzgórza, stamtąd już cały czas prosto kierowaliśmy się w stronę parkingu.
Wycieczkę tę  odbyliśmy w ostatnia niedziele listopada. Mimo ładnej pogody, wiało wściekle, ale i tak było miło spędzić czas na świeżym powietrzu podziwiając tutejsze krajobrazy. Udowodniliśmy sobie że każda pogoda i każda pora roku jest dobrą na piesze wędrówki po Peak District. Byś może uda nam się trawić w to miejsce w maju lub czerwcu, gdy będą kwitnąć znajdujące się tam rododendrony.













piątek, 6 listopada 2015

Wodospady w Ingleton


29.10.2011 Nasze początki z angielskim wędrowaniem
wpomnienia
Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od razu po przyjeździe do Ingelton od odwiedzić miejscowej informacji turystyczne, która mieści się w budynku miejscowej biblioteki. I jak się okazało najpierw były kierunkowskazy kierujące na Informacje Turystyczną, jadąc dalej ślad za IF się zgubił natomiast pojawił się znak prowadzący do biblioteki i na niego mieliśmy sie od razu kierować, no ale przecież nie książek szukaliśmy dlatego Ingelton zwiedziliśmy wzdłuż i wszerz zanim dotarliśmy do IF, gdzie zaopatrzyliśmy się w ulotkę informacyjną z mapką szlaku wodospadów. Wychodząc z Informacji Turystycznej skręciliśmy w prawo do ulicy i stamtąd w prawo zgodnie z instrukcjami pani wręczającej nam ulotkę w IF. tam już wszystko ładnie jest oznaczone. Przechodząc przez most nad rzeką przez dobre 15 min zastanawialiśmy się czy szlak wziąć pod włos- czyli zacząć od końca czy iść z prądem czyli zacząć na starcie. Koniec końców postawiliśmy na właściwy start, który zgodnie z  instrukcją zawartą w ulotce zaczynał się przy budynku kafejki pod nazwą The Falls Cafe. Tam tez znajduje się punkt w którym powinno się zapłacić za bilet wstępu. Jednakże nikt nie był zainteresowany faktem, iż my się tam wybieramy, prawdopodobnie dlatego iż wybraliśmy się tam na koniec października grubo po godzinie 15, w ciemny, ponury, deszczowy dzień. I tak mimo to byliśmy zaskoczeni że nikogo nie było, gdyż magiczna ulotka informuje iż wstęp kosztuje 5 funtów od osoby a kasy otwarte sa od 9 rano do zmierzchu, widocznie Polacy i Anglicy mają inne pojęcie na temat zmierzchu:) Trasa jest bardzo ciekawie przygotowana, wędrowaliśmy najpierw wzdłuż rzeki Twiss, raz po prawej jej stronie raz po lewej wędrując przez mostki raz nawet zwieszonymi nad przepaściami w dole których szumiała woda, raz wdrapując się schodami pod górę raz schodząc krętą ścieżką w dół, między stromymi skałami albo gąszczu drzew i paproci. Krajobraz był po prostu zachwycający, bardzo malowniczy i zmienny i oczywiście wodospady największymi i oczywiście tymi które nas najbardziej urzekły były First Pecca Falls i Thorton Force.  Przy tym ostatnim pozostawiliśmy rzekę Twiss za sobą a rozpoczęliśmy wspinaczkę poprzez soczyście zielone pastwiska na wzgórza w stronę drugiej rzeki Doe, po drodze mijając ślady cywilizacji - czyli farmę Twistleton, stamtąd już było blisko do budynków  The Falls Refreshment Centre, w którym zapominalscy mogą zapłacić niezapłacony bilet wstępu, skorzystać z toalet, odpocząć na ławeczkach, napić się kawy lub coś przekąsić, my oczywiście pocałowaliśmy klamki, wszystko pozamykane było na cztery spusty. Z racji tego iż przez cała drogę padał deszczyk  i byliśmy już delikatnie przemoczeni dalsza część wycieczki skupiała się już raczej na dotarciu do ciepłego samochodu, jednakże rzeka Doe dostarczyła nam niezapomnianych widoków i przeżyć, zwłaszcza most widokowy zwieszony nad wzburzoną wodą znajdującą się kilka metrów pod mostem. Przejście tej trasy zajęło nam niecałe 3 godziny praktycznie bez większych przystanków. Miejsce faktycznie warte odwiedzenia o każdej porze roku i przy każdej pogodzi nawet takiej koszmarnej jaką my mieliśmy.





















środa, 4 listopada 2015

Walia na zimę - Zamki Żelaznego Kręgu


 Styczeń 2013

Walia, Snowdonia- "nie jedź tam, tam wieje, leje, a w styczniu to dopiero zimno" tak usłyszałam od życzliwych znajomych, ale stanowczo muszę stwierdzić że ten cytat to NIEPRAWDA!!! Walia jest cudowna (również w styczniu), najpiękniejsze miejsce jakie do tej pory odwiedziłam w Zjednoczonym Królestwie. Ostatnimi czasy, wraz z Moim A. zaczęliśmy gustować w wycieczkach objazdówkach, wybieramy trasę i na bieżąco decydujemy, w którym miejscu się zatrzymujemy na dłuższą chwilę. Tak i było tym razem, trasę wytyczyliśmy sobie na podstawie hmm naszej bazy noclegowej, tu jeśli jest ktoś zainteresowany odsyłam na stronę sieci hotelików Travelodge, gdzie można upolować pokoje w promocji "prawie za darmo".  Jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś więcej o Północnej Walii oczywiście odsyłam do strony VisitSnowdonia, z której ja korzystałam. W Walii wszystkie komunikaty pisane są w języku angielskim a zaraz obok w języku walijskim, którego nie sposób odczytać ani wypowiedzieć;)

DZIEŃ 1

Polecam przejażdżkę trasą A56 bardzo malownicza wzdłuż wybrzeża, na horyzoncie, na morzu "rosną" pola wiatrakowe, pięknie to wygląda, po drugiej stronie wyłaniają się pierwsze góry Snowdoni, droga wiedzie często przez wydrążone w górach tunele, malownicza trasa;) 

Docieramy nią do pierwszego punktu wycieczkiConwy. Tu polecamy zwiedzić zamek, wdrapać się na wieże, skąd rozpościera się widok na miasteczko, ujście rzeki, pobliską marinę no i oczywiście na pagórkowatą okolicę. Po zwiedzeniu zamku przespacerować się promenadą i odnaleźć najmniejszy dom w Wielkiej Brytanii znajdujący się zaraz przy niej.
Następnie udajemy się do najpopularniejszej miejscowości wypoczynkowej w tej części Walii - Llandudno- piękna miejscowość z dobrą bazą noclegową i gastronomiczną, można poczuć trochę egzotyki, gdyż jak na surowy walijski klimat sporo palm tu rośnie:) Polecamy spacerek plażą z roztaczającym się przepięknym widokiem zatoki i oddalonymi górami.

DZIEŃ 2

Lądujemy w Bangor, niewielkie miasto uniwersyteckie, zapełnione studentami. Robimy sobie rundkę spacerową uliczkami, po wcześniejszej wizycie na miejscowym molo, wejście płatne- czujemy się jak u siebie, jak na molo w Sopocie:) 

Stąd udajemy się do Beaumaris, kolejnego miejsca z kolejnym zamkiem żelaznego kręgu, zamek ten jednak jest wyjątkiem, nigdy nie dokończono jego budowy i nie pełnił on żadnej szczególnej roli strategicznej w czasach gdy został wzniesiony, dziś można zwiedzać jego ruiny. 

Niedaleko, kilkanaście minut samochodem docieramy do miejscowości, której atrakcją, właściwie można stwierdzić jedyną atrakcją jest jej nazawa w skrócie Llanfairpwll w pełnej wersji tu uwaga Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch w tłumaczeniu z walijskiego  oznacza: Kościół Świętej Marii w dziupli białej leszczyny przy wartkim wirze wodnym Świętego Tysilio z Czerwonej JaskiniZabawne jest to, iż tą długą nazwę mieszkańcy umieszczają wszędzie, w każdej nazwie sklepu, zakładu, restauracji i itp. 

Na zakończenie dnia trafiamy do Caernarfon, kolejnego zamku żelaznego kręgu i najważniejszego, w nim oczywiście można zajrzeć do każdego pomieszczenia, pobłądzić korytarzami, wspiąć się krętymi schodami na wieże i podziwiać z nich piękne widoki okolicy, ale oprócz tego znajduje się tam muzeum poświęcone Armii i wojskom angielskim, od najdawniejszych czasów aż do teraźniejszości i misji m. in. w Iraku. W jednej z sal muzeum wystawione są wszystkie medale i odznaczenia dla osób zasłużonych w służbie ojczyźnie przyznawane przez kolejnych królów i królowe Zjednoczonego Królestwa. Osobna sala pozwala nam poznać po troszce historię i całe drzewo genealogiczne książąt Walii, to właśnie na tym zamku w 1969 r królowa Elżbieta II podczas barwnej uroczystości nadała swojemu najstarszemu synowi tytuł Księcia Walii.

DZIEŃ 3

Z samego rana udajemy się do zamku Harlech, zbudowanego na stromym wzgórzu , otoczonego licznymi wrośniętymi w wwzgórze domostwami. Zamek - imponujący. Widok z zamku zapierający dech w piersi, mimo, iż wiatr chce głowę urwać, na terenie zamku znajduje się małe muzeum poświęcone historii zamku, ciekawostką jest iż do dnia dzisiejszego dnia zachowało się mnóstwo dokumentów z okresu jego budowy, możemy dokładnie prześledzić ilu ludzi było zatrudnionych przy jego budowie, nawet ile zarabiali, akurat na tym ja zawiesiłam oko;) Z zamku udajemy się w stronę gór, wybraliśmy krętą , górzystą i wąską drogę, aż dziw że nasze autko to tak dobrze znosi.
Zatrzymujemy się przy jeziorze LLyn Gwynant dosłownie na 5 min, a otaczające widoki potrafiły się zmienić parę razy, chmury schodzące wprost ze stoków gór do jeziora, deszcz, śnieg i nieśmiało przebijające się słońce. 
Dalej w drogę, samochodem udajemy się wzdłuż Pen-y-Pass, drogi wspinającej się coraz wyżej i wyżej, gdzieś mniej więcej w połowie tej malowniczej trasy znajduje się niewielki parking - punkt widokowy na pasmo górskie z najwyższym szczytem- Snowdon, ale jak się przekonujemy widocznym jedynie w pogodny dzień, niestety nie mamy przyjemności go zobaczyć. 
Dalej kolejnymi zakrętami jesteśmy coraz niżej, docieramy do miejscowości Llanberis, po prawej stronie ukazuje nam się czarna góra, wydaje się usypana z odłamków skalnych, jest to miejsce gdzie paręnaście lat temu z wnętrza góry wydobywano skałę, z której powstawały przeważnie dachówki. Obecnie we wnętrzu góry znajduje się elektrownia wodno-pompowa zwana Electric Mountain, komora, w której znajdują sie turbiny i generatory jest największą na świecie jaskinią wydrążoną przez człowieka. Bardzo ciekawe miejsce, nie codzienne można ja zwiedzać z przewodnikiem, który opowiada wiele ciekawostek dotyczących elektrowni, jej powstania, i takiemu laikowi jak ja w jasny sposób wyjaśni "jak z wody powstaje prąd".

niedziela, 1 listopada 2015

Robin Hood's Stride - Elton- Peak District- 1-listopadowe ciepłe, jesienne popołudnie w terenie

1.11.2015 Elton - Peak District






Parking:          uliczki wioski Elton, Derbyshire
Długość:         7,5 km
Czas:               2h 45 min

Zatrzymujemy się we wsi Elton, małej, schludnej i spokojnej, przy kościele odbijamy z drogi głównej w prawo, pozostawiając kościół po prawej stronie, wchodzimy na szlak, początkowo wiedzie nas łąką w dół, a później wspinamy się kolejnymi polami w górę, idziemy według oznakowań i wskazówek w przewodniku, mijamy pastwiska, stada krów i zaminowany przez nie teren ;) mijamy dwa małe gaiki, pięknie pachnie lasem i grzybami. Szlak z trawiastego zamienia się w leśny. Wędrujemy wąską leśną ścieżką aż do drogi, którą docieramy do szlaku prowadzącego na prawo od drogi w kierunku Robin Hood's Stride. Jest to skupisko wielkich kamieni, trochę przypominających klimatem góry stołowe, wdrapujemy się na ten charakterystyczny szczyt i tam postanawiamy trochę pobiwakować, skonsumować nasze kanapki i napoić się gorącą herbatą prosto z termosu. Po dłuższej chwili odpoczynku skaczemy jeszcze chwilę niczym nieudolne kozice górskie po kamieniach formacji skalnej, podziwiamy jeszcze otaczającą nas panoramę i wracamy na szlak. Początkowo wędrujemy ścieżką Limestone Way, docieramy do drogi, po krótkim odcinku asfaltowej ścieżki skręcamy w prawo, znów na łąki. Tam brodzimy dosłownie po kolana w błocie i po malutku krok po kroku, błotnistym kroku docieramy do serca wsi, gdzie zaparkowaliśmy auto.