wtorek, 13 czerwca 2017

czym chata bogata- z wizytą na Zamku w Windsorze


Londyn odwiedzamy dość regularnie, straciliśmy już rachubę ile niedzielnych poranków spędziliśmy w pociągu mającym stacje docelową King Cross. W każdym bądź razie obecnie myśląc o wyprawie do Londynu nie myślimy już o typowej wizycie turystycznej ogarniającej stolice jako całość. Skupiamy się raczej na detalach, szczególnych miejscach. Oddalamy się coraz bardziej od pocztówkowego centrum z London Eye i Big Benem w tle. Podążamy w odleglejsze miejsca, mimi to nadal posiadające charakter turystyczny. Tej wiosny naszym celem został Windsor Castle. 


Dojazd: z King Cross metrem dojeżdżamy do stacji Paddington. Tam przesiadka do pociągu relacji Paddington- Windsor (szybka przesiadka na stacji Slough) - jedziemy ok 30 min, cena 10.80 bilet typu return off peak 

Zwiedzanie Windsor Castle
Wstęp płatny 20.50 funta za głowę, gdy State Apartments są zamknięte cena jest niższa 11.30. Dzieciaczki poniżej 5 roku życia mają wstęp wolny.

Mamy szczęście, jest mało turystów, nie musimy się przepychać, a zwiedzanie jest dość swobodne. Dużą zasługą jest niepewna deszczowa pogoda, jaką przywitał nas Londyn. Zdecydowanie wolę deszczową wersję Londynu łączącą się z niewielką aktywnością turystów niż połączenie pięknej słonecznej pogody z zadeptującą się tłumnie światową mieszanką narodowościową.

Do zwiedzania mamy:
- Queen Mary's Dolly House
- St George's Chapel ( w naszą niedziele była zamknięta)
- The State Apartments

Domek dla lalek małej księżniczki okazał się odtworzonym w każdym najmniejszym detalu zamku królewskim. Prawdziwe dzieło. Szacun dla autora. 

Królewskie salony ociekające złotem i srebrem, uginające się od marmurów i drewnianych rzeźbień. Ściany wytapetowane jedwabiami, sufity wymalowana przepięknymi obrazami, olbrzymie kryształowe żyrandole wypełniaja przestrzeń pomiędzy wysokim sufitem a wyłożoną grubotkanymi dywanami. Imponujących rozmiarów klatka schodowa z holem wypełniona kolekcją broni i zbroi wszelkiego rodzaju ułożona w geometryczne figury. Portrety ozdobione złotymi ramami. Nieskończenie długi stół gościnny, biurko całe wykonane ze srebra, inne znów tak ogromne, że wypełniło by sobą całą przestrzeń mojego jakże biednego salonu. 
Oczy wytrzeszczaliśmy ze zdziwienia nad przebogatą kolekcją zastawów obiadowych, Talerzyki, filiżanki, wielkie patery i inne dziwnego przeznaczenia przedmioty stołowe urozmaicały nudne przejścia pomiędzy komnatami. Na każde świeta bożego narodzenia przeznaczona jestes inna zastawa a i tak zapas mają na kolejne 99lat. A to wszystko nadal jest używane przez członków rodziny królewskiej, według tradycji odbywa się tu coroczny zlot królewskiej rodziny na wielkanocne uroczyste śniadanie ;)

O zamku mogę powiedzieć, iż  jest to miejsce, które olśniewa i onieśmiela swoim bogactwem i przepychem. Zdjęć z wnętrz nie mamy prawa posiadać, obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć. O ile w dobie smartfonów zakazy te są nagminnie łamane, tutaj nie było najmniejszej szansy na złamanie zakazu. Obsługa z prędkością błyskawicy lokalizowała każdy najmniejszy i najbardziej dyskretny ruch ręki unoszący telefon! Pozostaje niestety zakup "official souvenir guide"

Po zwiedzaniu odwiedzamy włoską knajpkę, a potem niezdarnie próbujemy się nie zmoczyć spacerując wzdłuż kanału w strugach deszczu. 
Wracamy na stację Paddington. Jest to miejsce, gdzie na każdym miejscu znajdujemy tradycyjnego angielskiego bajkowego misia o imieniu jakże nie innym jak Paddington. Za bardzo bajki nie kojarze, ale misiu dokładnie kojarzy mi się z kaloszami, parasolem i kurtką przeciwdeszczową. Pasuje jak ulał do pogodowej aury. 5 min spacerem i docieramy do Little Venice. Spacerujemy ścieżką wzdłuż kanału i nie potrafimy się nadziwić, stylowi życia ludzi mieszkających na barkach zacumowanych wzdłuż brzegu. Tak dopada nas zmierzch i noc i pora by wracać na północ.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz