Białe klify Seven Sisters są dobrze rozpoznawalną wizytówką Zjednoczonego Królestwa. Do tego miejsca przybywają tłumnie turyści z całego świata by podziwiać angielski cud natury. Odwiedzają te miejsce zarówno sami Anglicy, którzy zdają się być bardzo dumni z tego co przyroda ich kraju ma do zaoferowania i pokazania, jak i grono zagranicznych gości. Jedni turyści kończą swoje obcowanie z pięknem natury delektując się kawą i słodkościami serwowanymi przez kawiarenkę, do tego robiąc sobie pamiątkową fotografię z białymi klifami w tle. Inni tradycyjnie fundują sobie krótki spacer wzdłuż krawędzi klifów, czasami trzymając się bezmyślnie blisko niebezpiecznego brzegu.
My postanowiliśmy nie ryzykować upadku z
wysokości i udaliśmy się w głąb lądu. No dobra, żart, ryzykować nie lubimy, ale
spacer szlakiem wzdłuż klifów zostawiliśmy sobie na koniec. Najpierw
zdecydowaliśmy się zagłębić w ląd i zaznajomić się z okolicą, która ma do
zaoferowania dużo więcej.
Seven Sisters Cliff – nasze nieplany wakacyjne
Tegoroczne wakacje postanowiliśmy spędzić na
wyspie, koncentrując wszystkie plany właśnie tu. Pierwszy weekend sierpnia,
wstępnie planowaliśmy na wizytę w Bristolu przy okazji zlotu baloniarzy na
międzynarodowej Balloon Fiesta organizowanej tu co roku. Miało być pole
namiotowe na kilka dni, a przy okazji wyskok do Parku Narodowego Brecon Beacons
albo osławionego Cotswolds. Jednakże im bliżej terminu wyjazdu tym pomysł ten
słabł na sile, a na jego miejsce wkradł się pomysł wizyty w New Forest. Niestety te miejsca pozostaną na naszej liście oczekujących. Dosłownie na dwa dni przed planowanym wolnym zapadła decyzja o wyjeździe
do East Sussex, celem zobaczenia słynnych kredowych klifów - Siedem Sióstr.
Prognozy pogody za to z kiepskich przeistoczyły się w bardzo kiepskie. I
tak pierwszego dnia pojawiliśmy się na polu namiotowym w strugach deszczu i
silnych podmuchach wiatru. Na powitanie byliśmy świadkami porwania przez owy
wiatr jednego z namiotów, który dosłownie przefrunął na naszych oczach z
jednego końca pola na drugi. Zapowiadało się kiepsko. Na całe szczęście wieczorem
pogoda poprawiła się, a noc upłynęła spokojnie.
W ten sposób pierwsze popołudnie w Sussex
spędziliśmy w Brighton. Do poczytania w osobnym wpisie, do którego link
znajduje się poniżej.
A kolejny dzień na pożegnanie z południową
Anglią spędziliśmy w pięknych ogrodach, o których będzie kolejny wpis
Birling Gap – nasz dzień trekkingowy
Z samego rana wybraliśmy się do Birling Gap
Visitor Centre zlokalizowane przy samym brzegu klifów. Jest to doskonałe
miejsce na rozpoczęcie przygody z klifami Seven Sisters. Jest tu kawiarnia i punkt widokowy, skąd roztacza się
doskonały widok na siostrzane klify. Znajduje się tu również punkt
informacji turystycznej ze sklepikiem z pamiątkami prowadzony przez National
Trust.
Warto poświęcić też chwilę na zapoznanie się z
bardzo ciekawą ekspozycją przedstawiającą historię tego miejsca i wyjaśniając przy
okazji siłę działania fal morskich na kruchą strukturę klifów. Najbardziej
utkwiły mi w głowie kadry z krótkiego filmiku nagranego z plaż u podnóża klifu,
gdzie w ciągu sekundy odłamał się olbrzymi fragment klifu i uderzył do morza z
olbrzymią siłą. Klif oberwał się zaledwie kilka metrów od znajdujących się na
szczycie turystów. Na nagraniu widać
brak ich reakcji na całą sytuację, co doskonale świadczy o tym, że będąc na
górze nie jesteśmy w stanie rozpoznać zagrożenia.
Ciekawostka!
Jadąc drogą od
Brighton, mijamy inną informację turystyczną jest to Seven Sisters Visitor
Cerntre. Znajduje się ona przy rozlewisku rzeki Cuckmere i stąd można wybrać
się na spacer aż do ujścia rzeki do morza, skąd będzie piękny widok na panoramę klifów, które będą znajdować się po lewej stronie.
Trasa trekkingu i atrakcje do zobaczenia
Długość : 12 km
Czas: 4,5 godziny
1. Klify od góry - wzgórza
Opuszczamy Visitor Centre i udajemy się ścieżką w lewo,
mijamy kilka domostw - zazdrościmy mieszkańcom wspaniałych widoków. Nie dziwi nas
zupełnie brak jakichkolwiek zasłon i rozumiemy cel zaopatrzenia tych domów w olbrzymiej wielkości okna. Szczęściarze ci właściciele albo wczasowicze. I tak wspinamy
się dalej, za drewnianą bramką skupione jest parę drzew i krzewów. Ostatnie
spojrzenie na widok morza obramowanego zielono – białymi klifami. Ścieżka
oznakowana jest niebieskimi strzałkami bridleway.
Teraz idziemy rozległymi trawiastymi pastwiskami z delikatnym
podejściem w górę. Nie ma tu zbyt wielu punktów orientacyjnych. Oprócz traw i
paru samotnych drzew nie dzieje się tu zbyt wiele. Tylko my i ta przestrzeń.
Potem docieramy do stodoły z czerwonym dachem, musimy go minąć ścieżką z jego prawej strony. Dalej ścieżka
prowadzi po płaskim, a porośnięta jest z prawej strony zaroślami. Musimy znaleźć
pierwsze zejście z tego miejsca, które zaprowadzi nas zboczem wzgórza w dół
wprost do wioski. Na szczęście w odnalezieniu tego sekretnego miejsca pomocne okazują
się dwie starsze panie, które ni stąd ni zowąd żwawo wyskakują nam przed nosem
nie wiadomo skąd. A to tam akurat mamy my iść! Dzięki! Przynajmniej nie
musieliśmy rozmyślać czy to tu czy nie tu!
2. Wioska EAST DEAN I THE TIGER INN
I tak wpadamy wprost do tradycyjnej angielskiej wioski. Stare domy z wypieszczonymi ogródkami, wąskie uliczki, parę sklepików, mały
trawiasty placyk z obeliskiem upamiętniającym żołnierzy pośrodku i
on. Pub. Bo w każdej angielskiej wiosce, nawet tej najmniejszej musi być pub.
THE TIGER INN. Pora na kawkę i ciasteczka. Jest tam tak pięknie, malowniczo i
uroczo, że nie ma innej opcji. Robimy sobie przerwę, zanim tak na dobre
wyruszamy w trasę.
3. DOLINA RINGWOOD
Opuszczamy pub, docieramy do głównej drogi przecinającej wioskę. Idziemy nią w prawo, a potem skręcamy w uliczkę po lewej. Droga dojazdowa do
posesji kończy się wraz z ostatnimi zabudowaniami, a dalej idziemy już polną
drogą - doliną RINGWOOD BOTTOM. Tam Adrian
opóźnia marsz, co chwilę skubiąc jeżyny z krzaków. A jest ich niemiłosiernie
dużo. Są wszędzie i czekają żeby je zerwać i zjeść. Ale ile to czasu nam zajmuje przejście 2 km! Całe wieki o smaku jeżynowym! Podobno wszystkie te jego
zapędy zbieracze są dla mojego dobra. Dlatego też połową łupów dzieli się ze
mną wspominając przy tym, że wcale nie jest pewien czy są one jadalne! Są smaczne, kto by się przejmował jakimś zatruciem.
4. EASTBOURNE DOWNS GOLF CLUB
Docieramy do farmy
RINGWOOD, tu zaczyna się wybetonowana droga, która prowadzi nas na teren pola
golfowego EASTBOURNE DOWNS GOLF CLUB. Tu
doskonale widać jak mocno w tym roku słońce przysmażyło wyspę. Te krótko
przycięte wiecznie zielone trawniczki są dosłownie wysuszone. Siano wszędzie i panowie
golfiści niebezpiecznie zamachujący kijami. Koncentrujemy się, by nie oberwać
biała piłeczką, pędzącą z zawrotną prędkością w znanym tylko golfiście kierunku. Ok, nie jest aż tak niebezpiecznie.
5. Panoramę miejscowości EASTBOURNE i restauracja Beachy Head
Betonowy trakt łączy się z SOUTH DOWNS WAY- kolejną trasą
bridleway w niebieskim kolorze. Idziemy nią w prawo, przekraczamy ruchliwą
drogę A259, tam też jest piękny widok na panoramę wybrzeża i miejscowość Eastbourne. Dalej już szukamy niebieskich strzałek kierujących nas na
BIRLING GAP I BEACHY HEAD AND COUNTRYSIDE CENTRE. Jest tu duży parking,
informacja turystyczna i restauracja! Idziemy upolować obiad. Jedzenie smaczne,
przytulny wystrój i miła obsługa. Miło wspominamy i polecamy.
6. BEACHY HEAD LIGHTHOUSE – MALOWNICZY PUNKT Z POCZTÓWEK
Tu docieramy do klifów i wzdłuż nich wędrujemy dalej, raz
na pagórek, raz z pagórka. Zgubić się tu
już w zupełności nie da. Podziwianie piękna przyrody skutecznie rozpraszają
tłumy turystów. Nie będziemy narzekać na nich bo my znaleźliśmy się tam z tego
samego powodu co oni, tyle że wybraliśmy pieszą wersję dotarcia do celu i lekko
za długą dla większości niecierpliwców. A wracając do latarni, jest ona położona w niewielkiej odległości u podnóża klifu. Budynek został wybudowany na
niewielkiej skale, właściwie wygląda jakby wyrastała z wody. Wymalowana została
w biało czerwone paski, które przepięknie kontrastuje z błękitem wody i białą pionową
ścianą klifu. Nie jest już używana, pełni obecnie funkcję wabika na turystów. Skutecznie.
Aby zrobić najlepszą fotkę każdy naciąga się nad sam brzeg
klifu, każdy ryzykuje życiem. My trafiliśmy w momencie akcji ratunkowej, było
mnóstwo policji i ekipa straży przybrzeżnej. W akcji brał udział helikopter i
łódź ratunkowa. Było zamieszanie. Ale to też przypominało o tym jak tu jest
niebezpiecznie.
7. BELLE TOUT LIGHTHOUSE
Na kolejnym klifowym garbie znajduje się kolejna latarnia
morska w bardziej lądowej wersji, a stąd już pare górek dalej w zasięgu wzroku
widać budynki Birling Gap, skąd rozpoczęliśmy naszą rundkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz