piątek, 7 grudnia 2018

Seven Sisters Kliffs - białe klify południowego wybrzeża Wielkiej Brytanii



Białe klify Seven Sisters są dobrze rozpoznawalną wizytówką Zjednoczonego Królestwa. Do tego miejsca przybywają tłumnie turyści z całego świata by podziwiać angielski cud natury. Odwiedzają te miejsce zarówno sami Anglicy, którzy zdają się być bardzo dumni z tego co przyroda ich kraju ma do zaoferowania i pokazania, jak i grono zagranicznych gości. Jedni turyści kończą swoje obcowanie z pięknem natury delektując się kawą i słodkościami serwowanymi przez kawiarenkę, do tego robiąc sobie pamiątkową fotografię z białymi klifami w tle. Inni tradycyjnie fundują sobie krótki spacer wzdłuż krawędzi klifów, czasami trzymając się bezmyślnie blisko niebezpiecznego brzegu.
My postanowiliśmy nie ryzykować upadku z wysokości i udaliśmy się w głąb lądu. No dobra, żart, ryzykować nie lubimy, ale spacer szlakiem wzdłuż klifów zostawiliśmy sobie na koniec. Najpierw zdecydowaliśmy się zagłębić w ląd i zaznajomić się z okolicą, która ma do zaoferowania dużo więcej.

Seven Sisters Cliff – nasze nieplany wakacyjne

Tegoroczne wakacje postanowiliśmy spędzić na wyspie, koncentrując wszystkie plany właśnie tu. Pierwszy weekend sierpnia, wstępnie planowaliśmy na wizytę w Bristolu przy okazji zlotu baloniarzy na międzynarodowej Balloon Fiesta organizowanej tu co roku. Miało być pole namiotowe na kilka dni, a przy okazji wyskok do Parku Narodowego Brecon Beacons albo osławionego Cotswolds. Jednakże im bliżej terminu wyjazdu tym pomysł ten słabł na sile, a na jego miejsce wkradł się pomysł wizyty w New Forest. Niestety te miejsca pozostaną na naszej liście oczekujących. Dosłownie na  dwa dni przed planowanym wolnym zapadła decyzja o wyjeździe do East Sussex, celem zobaczenia słynnych kredowych klifów - Siedem Sióstr. Prognozy pogody za to z kiepskich przeistoczyły się  w bardzo kiepskie. I tak pierwszego dnia pojawiliśmy się na polu namiotowym w strugach deszczu i silnych podmuchach wiatru. Na powitanie byliśmy świadkami porwania przez owy wiatr jednego z namiotów, który dosłownie przefrunął na naszych oczach z jednego końca pola na drugi. Zapowiadało się kiepsko. Na całe szczęście wieczorem pogoda poprawiła się, a noc upłynęła spokojnie.

W ten sposób pierwsze popołudnie w Sussex spędziliśmy w Brighton. Do poczytania w osobnym wpisie, do którego link znajduje się poniżej.
A kolejny dzień na pożegnanie z południową Anglią spędziliśmy w pięknych ogrodach, o których będzie kolejny wpis

Birling Gap – nasz dzień trekkingowy

Z samego rana wybraliśmy się do Birling Gap Visitor Centre zlokalizowane przy samym brzegu klifów. Jest to doskonałe miejsce na rozpoczęcie przygody z klifami Seven Sisters. Jest tu  kawiarnia i punkt widokowy, skąd roztacza się doskonały widok na siostrzane klify. Znajduje się tu również punkt informacji turystycznej ze sklepikiem z pamiątkami prowadzony przez National Trust.
Warto poświęcić też chwilę na zapoznanie się z bardzo ciekawą ekspozycją przedstawiającą historię tego miejsca i wyjaśniając przy okazji siłę działania fal morskich na kruchą strukturę klifów. Najbardziej utkwiły mi w głowie kadry z krótkiego filmiku nagranego z plaż u podnóża klifu, gdzie w ciągu sekundy odłamał się olbrzymi fragment klifu i uderzył do morza z olbrzymią siłą. Klif oberwał się zaledwie kilka metrów od znajdujących się na szczycie turystów. Na  nagraniu widać brak ich reakcji na całą sytuację, co doskonale świadczy o tym, że będąc na górze nie jesteśmy w stanie rozpoznać zagrożenia.


Ciekawostka!
Jadąc drogą od Brighton, mijamy inną informację turystyczną jest to Seven Sisters Visitor Cerntre. Znajduje się ona przy rozlewisku rzeki Cuckmere i stąd można wybrać się na spacer aż do ujścia rzeki do morza, skąd będzie piękny widok na panoramę klifów, które będą znajdować się po lewej stronie.

Trasa trekkingu i atrakcje do zobaczenia

Długość : 12 km
Czas: 4,5 godziny

1. Klify od góry -  wzgórza

Opuszczamy Visitor Centre i udajemy się ścieżką w lewo, mijamy kilka domostw - zazdrościmy mieszkańcom wspaniałych widoków. Nie dziwi nas zupełnie brak jakichkolwiek zasłon i rozumiemy cel zaopatrzenia tych domów w olbrzymiej wielkości okna. Szczęściarze ci właściciele albo wczasowicze. I tak wspinamy się dalej, za drewnianą bramką skupione jest parę drzew i krzewów. Ostatnie spojrzenie na widok morza obramowanego zielono – białymi klifami. Ścieżka oznakowana jest niebieskimi strzałkami bridleway. Teraz idziemy rozległymi trawiastymi pastwiskami z delikatnym podejściem w górę. Nie ma tu zbyt wielu punktów orientacyjnych. Oprócz traw i paru samotnych drzew nie dzieje się tu zbyt wiele. Tylko my i ta przestrzeń. Potem docieramy do stodoły z czerwonym dachem, musimy go  minąć ścieżką z jego prawej strony. Dalej ścieżka prowadzi po płaskim, a porośnięta jest z prawej strony zaroślami. Musimy znaleźć pierwsze zejście z tego miejsca, które zaprowadzi nas zboczem wzgórza w dół wprost do wioski. Na szczęście w odnalezieniu tego sekretnego miejsca pomocne okazują się dwie starsze panie, które ni stąd ni zowąd żwawo wyskakują nam przed nosem nie wiadomo skąd. A to tam akurat mamy my iść! Dzięki! Przynajmniej nie musieliśmy rozmyślać czy to tu czy nie tu!









2. Wioska EAST DEAN I THE TIGER INN

I tak wpadamy wprost do tradycyjnej angielskiej wioski. Stare domy z wypieszczonymi ogródkami, wąskie uliczki, parę sklepików, mały trawiasty placyk  z obeliskiem upamiętniającym żołnierzy pośrodku i on. Pub. Bo w każdej angielskiej wiosce, nawet tej najmniejszej musi być pub. THE TIGER INN. Pora na kawkę i ciasteczka. Jest tam tak pięknie, malowniczo i uroczo, że nie ma innej opcji. Robimy sobie przerwę, zanim tak na dobre wyruszamy w trasę.










3. DOLINA RINGWOOD 

Opuszczamy pub, docieramy do głównej drogi przecinającej wioskę. Idziemy nią w prawo, a potem skręcamy w uliczkę po lewej. Droga dojazdowa do posesji kończy się wraz z ostatnimi zabudowaniami, a dalej idziemy już polną drogą - doliną RINGWOOD BOTTOM. Tam Adrian opóźnia marsz, co chwilę skubiąc jeżyny z krzaków. A jest ich niemiłosiernie dużo. Są wszędzie i czekają żeby je zerwać i zjeść. Ale ile to czasu nam zajmuje przejście 2 km! Całe wieki o smaku jeżynowym! Podobno wszystkie te jego zapędy zbieracze są dla mojego dobra. Dlatego też połową łupów dzieli się ze mną wspominając przy tym, że wcale nie jest pewien czy są one jadalne! Są smaczne, kto by się przejmował jakimś zatruciem.

4. EASTBOURNE DOWNS GOLF CLUB

Docieramy do  farmy RINGWOOD, tu zaczyna się wybetonowana droga, która prowadzi nas na teren pola golfowego EASTBOURNE DOWNS GOLF CLUB.  Tu doskonale widać jak mocno w tym roku słońce przysmażyło wyspę. Te krótko przycięte wiecznie zielone trawniczki są dosłownie wysuszone. Siano wszędzie i panowie golfiści niebezpiecznie zamachujący kijami. Koncentrujemy się, by nie oberwać biała piłeczką, pędzącą z zawrotną prędkością w znanym tylko golfiście kierunku. Ok, nie jest aż tak niebezpiecznie.

5. Panoramę miejscowości EASTBOURNE i restauracja Beachy Head

Betonowy trakt łączy się z SOUTH DOWNS WAY- kolejną trasą bridleway w niebieskim kolorze. Idziemy nią w prawo, przekraczamy ruchliwą drogę A259, tam też jest piękny widok na panoramę wybrzeża i  miejscowość Eastbourne. Dalej już szukamy niebieskich strzałek kierujących nas na BIRLING GAP I BEACHY HEAD AND COUNTRYSIDE CENTRE. Jest tu duży parking, informacja turystyczna i restauracja! Idziemy upolować obiad. Jedzenie smaczne, przytulny wystrój i miła obsługa. Miło wspominamy i polecamy.



6. BEACHY HEAD LIGHTHOUSE – MALOWNICZY PUNKT Z POCZTÓWEK

Tu docieramy do klifów i wzdłuż nich wędrujemy dalej, raz na pagórek, raz z pagórka. Zgubić się  tu już w zupełności nie da. Podziwianie piękna przyrody skutecznie rozpraszają tłumy turystów. Nie będziemy narzekać na nich bo my znaleźliśmy się tam z tego samego powodu co oni, tyle że wybraliśmy pieszą wersję dotarcia do celu i lekko za długą dla większości niecierpliwców. A wracając do latarni, jest ona położona w niewielkiej odległości u podnóża klifu. Budynek został wybudowany na niewielkiej skale, właściwie wygląda jakby wyrastała z wody. Wymalowana została w biało czerwone paski, które przepięknie kontrastuje z błękitem wody i białą pionową ścianą klifu. Nie jest już używana, pełni obecnie funkcję wabika na turystów. Skutecznie.
Aby zrobić najlepszą fotkę każdy naciąga się nad sam brzeg klifu, każdy ryzykuje życiem. My trafiliśmy w momencie akcji ratunkowej, było mnóstwo policji i ekipa straży przybrzeżnej. W akcji brał udział helikopter i łódź ratunkowa. Było zamieszanie. Ale to też przypominało o tym jak tu jest niebezpiecznie.




7. BELLE TOUT LIGHTHOUSE

Na kolejnym klifowym garbie znajduje się kolejna latarnia morska w bardziej lądowej wersji, a stąd już pare górek dalej w zasięgu wzroku widać budynki Birling Gap, skąd rozpoczęliśmy naszą rundkę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz