czwartek, 20 sierpnia 2015

Whitby w dwóch odsłonach

Spędziłam dzisiejszy dzień w przepięknej i urokliwej nadmorksiej miescowości Whitby, kojarzona głównie z Hrabią Drakulą. To była moja druga wizyta w tej mieścinie, od poprzedniej wizyty minęły dwa lata. Zastanawiajac sie nad postem, w głowie kiełkowały mi myśłi zrobię porównanie tego jak wyglądało wszystko dwa lata temu i dziś, na zasadzie " to i to jest takie same bez zmian" i " tamto i tamto się zmieniło/ zniknęło/ przybyło". Wyszło jednak inaczej, wybierając zdjęcia okazało się, że moje podejście do zwiaedzania zmieniło się, zauważyłam, iż poświęcam uwage zupełnie innym rzeczom, oczywiście parę elementów pozostaje bez zmiany. Ale tak, moją uwage tym razem przykuły inne sprawy. Nie wiem czy to jest spowodowane tym, iż drugi raz tam była, i pewne rzeczy wydawał sie zbyt oczywiste, czy też mój sposób postrzegana świata się zmienił.
Co nie zmienia faktu- Whitby jest piękne.
Za pierwszym razem byliśmy tam w czerwcu, bez tłumów, cisza i spokój, tylko hulający wiatr.
Za drugim razem- sierpień - szczyt sezonu, gwarno, tłumnie, gdzieś zniknęła poprzednia cisza i spokój, ale hulający wiatr bez zmian nadal hula.
DZIŚ - petunie

DZIŚ -Zabytkowe centrum

DZIŚ - Ruiny opactwa w Whitby

DZIŚ - Piraci zaparkowali na środku pola


DZIŚ - krzyż na cmentarzu

DZIŚ - spojrzenie z góry w dół

DZIŚ - panorama Whitby


DZIŚ - panoram Whitby

DZIŚ - panoramicznie


DZIŚ - poławiacze krabów






KIEDYŚ- plaż w Whitby

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Palmy z plaży St. Ives

W trzeci dzień i ostatni naszego pobytu w Kornwalii postanowiliśmy zajrzeć do słynnej miejscowości angielskiego lazurowego wybrzeża - St Ives. Miejsce jak zwykle nie zawiodło nas, widoki przecudne, Właściewi nie dotarliśmy do samego centrum miejscowości , ulegliśmy urokowi pobliskiej plaży i tak spędziliśmy parę chwil na odpoczynku i cieszeniu oka pięknym krajobrazem. Jedynie ostrzec musimy, uważać trzeba na panoszczce sie dookoła mewy, królowe plaży, są odważne polując na jedzienie, potrafią podlecieć, zaatakować i wyrwać z ręki swój upatrzony posiłek. Sami staliśmy sie ofiarami takego aktaku, naszczęście nieudanego, ale strachu trochę było, nawet mój but poleciał w kierunku jedne z nich. Pamiętajmy jak coś jemy trzymiemy to mocno w ręce i bądźmy czujni, gdyż ptaszyska polują ;) Dla osłody pare fotek











niedziela, 9 sierpnia 2015

Malownicza wyspa St. Michael's Mount i serferzy

Drugiego dnia pobytu w Kornwalii, po odwiedzeniu Eden Project a przed spędzeniem nocy w Hostel w Newquay odwiedziliśmy kolejne miejsce z cyklu "musisz zobaczyć w Kornwalii" St. Michael's Mount. Jest to malutka wysepka połączona ze stałym lądem drogą długości ok. 366m, która jest dostępna do przejścia jedynie podczas odpływu. No niestety my dotarliśmy na miejsce podczas przypływu, pozostało nam nacieszeniem się widokiem z brzegu plaży. I tu spotkaliśmy serferów, a właściwie Kitesurferów, czyli serferów napędzanych przez latawce, dali nam niezły popis swoich umiejętności. Swoją drogą warunki mieli doskonałe dla swoich sztuczek, bo wiało nieziemsko i do tego morze wzburzone.













środa, 5 sierpnia 2015

Hostel w Newquay - w świecie serferów

wschód słońca- widok z hostelowego pokoju

A dziś  będzie troche na temat hotelarstwa.. angielskiego hotelarstwa. Mianowicie, drugi nocleg w naszej wyprawie na dalekie angielski południowy dziki zachód Anglii zarezerwowaliśmy sobie w miejscowości Newquay. Nasza noclegownia długo pozostanie nam w pamięci, ponieważ była wyjątkowa, jak się okazało na miejscu, miało byc zwyczajnie a wyszło orginalnie.
Jak to u nas ciągle bywa, doba jest dla nas za krótka, jest za dużo do zrobienia, a czas za szybko upływa, stąd do Newquay jechaliśmy z wielkim opóźnieniem, dotarliśmy tam grubo po 22. Oczywiście po całym dniu intensywnego zwiedzania funkcjonujemy na resztkach naszych bateryjek, ale Adi jeszcze ma cichą nadzieję, że jak w końcu dotrzemy do hotelu to może jeszce w nim będzie bar otwarty i zdąży się napić piwka. Okazało się jak na złość, że miejscowość bije rekordy w ilości uliczek jednokierunkowych, no i nasza nawigacia- światełko w tunelu zagubionych podróżników- zwariowała, niby doprowadziła nas na miejsce, a tu naszego hoteli , ani słych, ani widu. Ale za to w miejscu zakomunikowanym przez GPS "dotarłeś do celu podróży" wyrósła nam knajpka, dużo ludzi, radiowóz i policjanci => sygnał ostrzegawczy - kroi się coś w rodzaju zadymy, są grube balety. Ja jak to ja z radością oświadczyłam, iż marzenie Adriana o piwku może sie łatwo spełnić- knajpa jest.
Niestety jak na złość - wszędzie zakazy parkowania, jedziemy dalej, błazimy po tych nieszczęsnych uliczkach jednokierunkowych, druga szansa dla naszego GPSa i co docieramy znów pod knajpę z zadymą!! A gdzie ten hotel?? Nieźle. Policjanci dalej w tym samym miejscu, nie ma co może miejscowa władza wie o co chodzi z tym hotelem i dlaczego go nie ma? W głowie zaczeło mi się kręcić- milion myśli - jak się okaże, że hotel nie istnieje, a za rezerwacje zaplaciliśmy jakimś oszustą? Czeka nas noc pod chmurką?? Jest już prawie 23, a my wciąż w czarnej D. Panowie policjanci niezbyt ogarnięci nie wiedzą, na szczęście była jedna policjantka, która uświadomiła nam, że nasza noclegownia jest tu, gdzie oni ogarniają porządek publiczny, a do recepcji idzie sie przez bar. Nieźle co??
Całkiem fajnie się zaczeło jak zaczeliśmy szukać tej recepcji, wleźliśmy do tej knajpy, przedzierając sie przez tłum studentów (wiecznych) serferów i deskorolkarzy, młodych wyluzowanych ludzi, delektujących sie nektarem bogów- piwem, mi sie przypomniały wspaniałe czasy studiów, kiedy życie pyło takie piękne i kolorowe, odmłodniałam o pare lat, parę siwych włosów od razu od tej atmosfery ubyło no i co o barka piwa i zamknięty bar nie ma się co martwić, żyć nie umierać- luz -blus. Boże gdzie my jesteśmy?? Tylko gdzie ta recepcja?? Znaleźliśmy bar, stół do bilarda, jakiegoś grajka z gitarą,wskazaliśmy zagubionemu osobnikowi drogę do toalety, bo ten temat też udąło nam się ogarnać, a recepcji nie ma? Ale jest pan ochroniarz, pytamy go. Każe nam poczekać, bo on zapyta w barze, chwila moment i wita nas pani recepcjonistka- młodziutka dziewczyna z drinem w ręku! Z uśmiechem na twarzy załatwia z nami wszystkie formalności i mamy już karty-klucze do pokoju. Po długiej lekcji otwierania drzwi, trzeba było zastosować odpowiedni kąt nachylenia karty względem czytnika, będąć na skraju załamania, być tak blisko wyrka a jednak tak daleko udaje sie- twierdza zdobyta. Jesteśmy w środku, pokoik- mały i skromy, podstawy hotelarstwa są, przeżyjemy i nawet się wyśpimy, ale ręczników nie ma, hmm pewnie maja na dole i sie je wypożycza, no bo jak hotel za pół darmo to może zdzierają za ręczniki jakiś czynsz.
Ale co tam odpoczywanie,  idziemy do baru, przecież tam taka impreza i zapytamy o ręczniki. Dowiadujemy sie w barze, że mamy promocje dwa piwa w cenie jednego!! Jupi!! A ręczniki? Co z nimi? Barman nas informuje, że oni nie maja, ale rano możemy iść do Sainsberego za rogiem (Supermarket) bo tam mają ręczniki w sprzedaży za 5 funtów. No to super, że taka promocja!! Zwłaszcza dla tego, że rano to my jedziemy dalej. Na szcześćie poradziliśmy sobie sami, ręczniki plażowe też są fajne;) A, aaa a impreza nie skończyła sie na dwóch piwach. A aa aaa muzyka jeszcze dudniła w naszym pokoju, jak kładliśmy sie spać, ale przy naszym zmęczeniu dźwięki techno brzmiały jak kołysanka:)
Ranek przywitał na spięknym wschodem słońca, trzeba przyznać, hostel usytuowany jest w malowniczym miejscu. Jak na ranek przystało wypadało by coś zjeść. Idziemy na śniadanie, sala imprezowo- barowa po tanecznej nocy przekształciła sie w magiczny sposób w salę śniadaniową. Co jedzą na śniadanie prwdziwi serferzy? Płatki z mlekiem i tosty z marmoladą!!! Byłąm przerażona, że sie nie pojem, bo w sumie nie ma co jeść, ale jak się później okazało taka dieta jest zbawienna po nocnych baletach. Było pycha!
Szkoda, że tylko jedna noc;)

niezła kolekcja


najfajnieszy znaczek z nr pokoju jaki spotkałam.


nasza noclegownia
porane z kubkiem kawy i widokiem z tarasu hostelu





poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Torquay - Angielska Riwiera

W nasz długi lipcowy weekend wybraliśmy się w końcu do Kornwalii. Ciężko było się zebrać, najbardziej przerażała nas 5 godzinna podróż przez pół Anglii, ale... w końcu się udało. Tym razem tą podróż malo co planowaliśmy, noclegi bookwaliśmy dzień wcześnie, na szybko, bez większych przemyśleń. Na pierwszą noc wylądowaliśmy w hotelu w centrum Torquay, hotel w angielskim stylu, skrzypiące schody,a pokój na 3 pięktrze- długa wyprawa stromymi schodami, miło i przyjemnie, schludnie i czysto. Miasto często wymieniane w przewodnikach, bardzo turystyczne i faktycznie spacerując deptakiem wzdóż brzegu morza człowiek zaczyna czuś wakacyjną atmosferę tego miejsca. Nie poświęciliśmy mu niestety zbyt wiele czasu, lecz zaliczyliśmy miły wakacyjny wieczór- standartowo- spacer-kolacja- drink- spacer- słowem - relaks.
panorama mariny


Torquay w nocnej scenerii