środa, 13 grudnia 2017

Isle of Skye- północ- Coral Beach i Neist Point- dzień IV

  

Turkusowa woda, błękitne niebo i plaża złocista. Czy to Karaiby czy też inny egzotyczny zakątek świata? Oczywiście, że nie! A gdzie palmy?? Zamiast nich, gdzieś pomiędzy zielonymi trawami nieśmiało wypuszczają swoje małe kwiatuszki wrzosy. Jesteśmy w Szkocji! Jesteśmy dokładnie w północnej części wyspy Skye. Po noclegu na kolejnym polu namiotowym, pogoda z rana wita nas porannymi przelotnymi opadami deszczu. W końcu wykapało się porządnie i pogoda się poprawiła na dobre. Skoro słońce - to jedziemy na plaże! Nie byle jaką bo koralową!


Coral Beach
Zgodnie z nawigacją, wąską, kręta dróżką dojeżdżamy do niewielkiego parkingu, na końcu którego stoi drewniana brama, a przy niej znaczek "Coral Beach". Przynajmniej nie pobłądziliśmy tym razem. Parkujemy zgrabnie samochód. Ja zarzucam na siebie polar, szalik, okulary przeciwsłoneczne i torbę z aparatem i w drogę na plażę. Jakaż byłam naiwna łudząc się, iż ta plaża znajduje się kilkanaście metrów za wspomnianą wcześniej bramą. Czeka nas około półgodzinny spacer- a ja bez prowiantu, bez picia, chyba zginę;) Idziemy co prawda brzegiem zatoki niestety nie koralowej. Gdzieś w oddali ukazuje się zarys niewielkiego skrawka białego brzegu. Czyżby to niewielkie "coś" było tą słynną plażą? Otóż nie. To zaledwie przedsmak tego, co czeka nasze oczy, po dalszej wędrówce pokonującej niewielki pagórek. Plaża już z daleka robi wrażenie, a raczej same jej kolory, śnieżnobiałe wybrzeże w połączeniu z turkusowym odcieniem wody. W tej szerokości geograficznej (dalekiej i lodowatej północy) to jak fatamorgana. Na plaży nie znajdziemy drobniutkiego piasku, lecz drobno "zmielone" fragmenty muszli. Obowiązkowo muszę znużyć stopy w morzu- cholernie zimnym morzu. Daje rade jedynie do kostek, choć znalazło się kilku  śmiałków znużenia całkowitego. Przegrali jakiś zakład i teraz muszą za to zapłacić?! Bo tak dobrowolnie, kąpiel w lodowatej wodzie?? Nie, nie może być, ajednak. Przy plaży znajduje się wzniesienie Ghrobain, z którego podziwiać można piękną panoramę okolicy. Adrian postanowił wspiąć się tam, ja  natomiast wygrzewałam moje zmarznięte kostki w promieniach słońca.


Widok podczas spaceru do Coral Beach
Zatoczka przed Coral Beach

Zatoczka przed Coral Beach
Coral Beach z oddali


Coral Beach

Coral Beach


Coral Beach- z bliska

Coral Beach

Coral Beach

Coral Beach

Coral Beach- widok z wzgórza

Neist Point
Jest to nasz drugi cel dzisiejszego dnia. Już sama droga w to miejsce pełna jest niesamowitych widoków, swojego rodzaju odludzie, sama przyroda, jedynie co jakiś czas gdzieś pośród zieleni wzgórz porozsiewanie są białe domki. Parking wzdłuż drogi dojazdowej zasługuje na miano najbardziej malowniczego parkingu! Z samochodu nie trzeba było wychodzić by podziwiać piękne klify. Wybierając się w to miejsce, należy się szykować na pokonanie paru wzniesień. Najpierw schodzimy betonowymi schodami w dół. Potem ścieżka rozchodzi się w dwie strony. W lewo prowadzi do Neist Point, a w prawo do punktu widokowego- na który oczywiście musimy szorować pod górkę. Widoki piękne, szkoda tylko, że akurat południe i słońce świeci wprost w obiektyw aparatu. Podobno najlepsze są tu zachody słońca. Trochę się męczymy by drapnąć dobre ujęcia, a do tego wiatr tak wieje jakby chciał nas stamtąd wywiać. Schodzimy z punktu widokowego i idziemy w kierunku latarni morskiej. Ścieżka dalej prowadzi to do góry do w dół. Można wspiąć się na sam brzeg klifu, lecz rozsiane po drodze tabliczki informujące nas o grożącym nam niebezpieczeństwie, jakoś nie przekonują nas do podjęcia wysiłku kolejnej wspinaczki. Na ostatnim podejściu do latarni łapie nas wielki głód- robimy przerwę na piknik. Ciężko znaleźć kawałek bezpiecznej trawy, bo wszędzie te owce...
Latarnia jest obecnie w prywatnych rękach, a wygląda na opuszczone i zaniedbane miejsce. Kręcimy się trochę wokół samego budynku, zaglądamy jeszcze do dawnego punktu rozładunkowego, gdzie kiedyś statkami przywożono dostawy. Przed nami jeszcze pochłaniająca całą naszą życiową tego dnia energię wspinaczka schodami w górę, na parking. Wracamy na nasze pole namiotowe.
Widok z parkingu pod Neist Point

Neist Point

Neist Point

Neist Point- budynek latarni

Neist Point- budynek latarni

Miejscowość Dunvegan
Pod wieczór wracamy do miejscowości, w której znajduje się nasze pole namiotowe - Kinloch Campsite. I tu muszę o nim napisać parę słów. Mianowicie jest to najlepsze pole namiotowe na wyspie. Najpiękniej usytuowane, z bardzo dobrym i nowiutkim zapleczem gospodarczym. Z czystym sumieniem polecamy każdemu! Na tablicy ogłoszeń (wiejskich) wynajduję wytyczoną trasę pieszą. Przekonuje moja połówkę na wieczorny spacerek. Mijamy kilka domów i już jesteśmy poza miejscowością, obok Kościoła, po prawej stronie od szosy, rozpoczyna się ścieżka prowadząca gęstym lasem. Podążamy nią dłuższą chwilę, sukcesywnie wspinając się w górę. Na paru odcinkach ścieżka zwęża się do tego stopnia, iż zaczynami sami wątpić, czy ktokolwiek przed nami nią szedł? Oprócz saren i innych dzikich stworzeń oczywiście. W końcu opuszczamy las, a ścieżka podąża wzdłuż wrzosowisk. Po prawej stronie znajduje się furtka prowadząca przez łąkę na najwyższy punkt wzgórza, na którym mieszkańcy wioski postawili wielki skalny słup według metody ich prehistorycznych przodków. Postawienie tego słupa musiało być niezwykle ważnym wydarzeniem w życiu wioski, gdyż dalej dotarliśmy do miejsca, w którym szczegółowo opisano całą historię i dołączono mnóstwo fotografii. Stajemy obok ważnego słupa i mamy przepiękny widok. W dole zatoka i cała wioska łącznie z polem namiotowym i malutkim czerwonym punktem (czytaj nasz namiot). A w oddali brunatno szarawe wzgórza, do tego kolorowe niebo przygotowujące się do zachodu słońca. I tak oto zakończyliśmy nasz ostatni dzień pobytu na Wyspie Skye.
Miśki w Dunvegan

ścieżka przez las w Dunvegan

Dunvegan- dalszy ciąg ścieżki

panorana na Dunvegan

ten ważny kamień w Dunvegan

stary kościół i cmentarz w Dunvegan

Dunvegan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz