czwartek, 11 stycznia 2018

Pojechaliśmy szukać białej zimy w Austrii. Czy diabeł mówi nam dobranoc w Hallstatt?

rynek w Hallstatt 
Jak już wiadomo w grudniu wylądowaliśmy w Austrii. Bilety zakupione, a naszym lotniskiem docelowym zostało Linz. Linz? Co to z miejscowość? Jest tam właściwie coś ciekawego? A więc...
Linz jest stolicą Górnej Austrii? Dalej nic to nam nie mówi? To dobrze. Skoro nic nie wiemy na ten temat, musimy tam jechać i się przekonać czy warto. My byliśmy, zobaczyliśmy i poniżej opiszemy i parę zdjęć dorzucimy w ramach dalszych argumentacji zachęcających do wizyty w tych okolicach. 
Samej miejscowości Linz nie odwiedziliśmy - muszę tu Was na samym początku rozczarować. Pojechaliśmy na południe, na sam kraniec Górnej Austrii. Znajduje się tam niewielka wioska o nazwie Hallstatt. Dla nas słynna, dla innych nie bardzo. Trzeba przyznać jeßli chodzi o foldery turystyczne reklamujące Austrię - króluje w tym samym stopniu co Zatoka Wraku na Zakinthosie reklamująca wakacje w Grecji.


Lądujemy trochę zawiedzeni brakiem śniegu. Wynajmujemy auto, jedziemy. Mamy do przejechania ponad 100 km, co ma zająć nam ok 1,5 godz. Jest późne popołudnie, słońce wisi ledwo nad horyzontem, więc na miejscu będziemy pod wieczór w totalnych ciemnościach. Jest sobota, a my musimy jeszcze skoczyć po zakupy spożywcze, co też zajmie chwilkę. Pamiętajmy, że w Austrii w niedzielę sklepy są pozamykane. Ratować możemy się niezbędnymi zakupami na stacjach benzynowych przepłacając sporo przy kasie.W miarę upływających kilometrów świat staje się coraz bielszy a zarazem mroczny i przybiera odcienie granatu.

Zapada zmrok, gdy mkniemy szosą wzdłuż jeziora Traunsee. Przejeżdżamy przez dwie turystyczne miejscowości Bad Ischl i Bad Goisern oferujące wiele miejsc noclegowych. Dalej już prosta droga prosto do Hallstatt. Jedziemy długim tunelem, w którym jest zjazd na parking- uwaga nie dla nas turystów- to parking dla mieszkańców i autobusów. Wyjeżdżamy z tunelu w środku miejscowości, ale tej "nie turystycznej" części. Pierwszy parking dla przybyszy jest zamknięty, parkujemy na drugim nieopodal, nad którym góruje niewielki kościółek. Parking drogi, opłaca się najbardziej wersja całodniowa. Zupełnie wypadł mi z głowy cennik. Ale załóżmy opłata za godz. wynosi ok. 2 euro, a cały dzień ok.8 euro.
Jesteśmy na miejscu ok. 18 godz. spodziewaliśmy się tłumów turystów, a tu pustki, ledwie parę osób spotkaliśmy, króluje nietypowa dla ikon turystyki cisza. Robimy rozeznane w terenie. Właściwe zwiedzanie mamy zaplanowane na następny dzień. Zabytkowa część Hallstatt jest zamknięta dla ruchu samochodowego, jedynie mieszkańcy mają dostęp. Trzeba to docenić- dla turysty spacerowicza- rewelacyjne rozwiązanie. Ale nie z powodu turystów tak jest, uliczki są tu tak wąskie, a domy pobudowane jeden na drugimi bardzo gęsto- pomiędzy nimi prowadzą jedynie ścieżki piesze i  nieskończona ilość schodów. 
W nocnym zwiedzaniu towarzyszy nam diabełek, który zakłóca nieznośną cisze swoimi głośnymi dzwonkami.

Idziemy szukać naszego miejsca z puzzli, na ułożenie których poświęciliśmy mnóstwo czasu, cierpliwości i energii rozłożonej na dokładnie 3000 kawałków!
Zdjęcie użytkownika Agnieszka Rurainska.
2014 r "fajnie byłoby tam pojechać"

Docieramy do punktu z tabliczką "silent point" odbywamy niezbyt cichą dyskusjo- kłótnię, czy  z tego akurat punktu zostało zrobione zdjęcie prezentujące się na puzzlach. Postanawiamy wrócić tu rano i ponownie wrócić do tego tematu. Zmieniamy też nasze plany, rezygnujemy z lodowca, a decydujemy się na trekking i spędzenie całej niedzieli w Hallstatt.


uwaga pirat!!!

ręcznie rzeźbiona maska krampusa
nasz głośny towarzysz - krampus 


rynek

najsłynniejszy punkt widokowy na Hallstatt w troche przygaszonej scenerii




cóż za radość z odrobiny śniegu
Jedziemy do Tauplitz, gdzie mamy nocleg. Z lekkimi obawami o warunki drogowe przejeżdżamy przełęczą, która okazuje się doskonale przygotowana, zresztą śniegu jest jeszcze niewiele. W Tauplitz zastajemy prawdziwą zimę. Szybko meldujemy się w pensjonacie i idziemy na wieczorny spacerek coś zjeść ucieszeni zalegającym wszędzie śniegiem i dodatkowo prószącym nadal z nieba. Miejscowość śpi- wszystko pozamykane- ewidentnie jesteśmy tu przed sezonem, który zaczyna się w okolicach samych świąt. Jedyne co działa to armatki naśnieżające stok. Udaje nam się wbić do mini knajpy z trzema stolikami, akurat jedn czekał wolny na nas. Pani barmanka rozkładając bezradnie ręce  mogła nam zaproponować do jedzenia pizze i ich regionalne kanapki! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz